FELIETON

Gdy się rozwija naukę to warto ją także popularyzować

Pierwszy raz goszczę na łamach Śląskich Wiadomości Elektrycznych jako felietonista, więc zaczynam od tematu, który dobrze znam: od potrzeby popularyzacji nauki. O tym, że należy to robić już nikogo przekonywać nie trzeba. Natomiast pojawia się inne pytanie: Kto to powinien robić? 
Szczęśliwie uaktywnili się pracownicy różnych instytucji, które głównie nastawione są na popularyzację wiedzy (by wymienić tylko Centrum Nauki Kopernik w Warszawie) i to, co kiedyś było hobbystycznym zajęciem garstki entuzjastów – stało się codzienną pracą profesjonalistów. Bardzo to pochwalam! Pojawili się także dziennikarze, którzy bardzo sprawnie zbierają różne wiadomości ze świata nauki, a potem przedstawiają je czytelnikom, słuchaczom albo widzom w formie dobrze sformatowanych dziennikarsko przekazów. Z tego także się cieszę!
Twierdzę jednak, że w tym dziele popularyzacji wiedzy powinno być miejsce także dla naukowców prowadzących aktywne badania naukowe lub/i inżynierów tworzących nowe konstrukcje. Wynika to z dość oczywistego stwierdzenia, że o nowym wyniku naukowym czy o nowym systemie technicznym najwcześniej wie jego twórca, więc taka informacja, popularyzująca osiągnięcie, będzie najbardziej aktualna. ­Dodatkowo twórca odkrycia lub wynalazku dokładnie wie, co jest w nim ważne, a co jest szczegółem, którego w gronie niespecjalistów nie warto dyskutować. Dziennikarz opisujący owo odkrycie czy wynalazek nie ma tej wiedzy i czasem skupia się na sprawach drugorzędnych, tracąc z pola widzenia własnego (i niestety także czytelników) sprawy o zasadniczym znaczeniu. Z własnego doświadczenia wiem, że tylko dogłębna znajomość skomplikowanego problemu pozwala opowiedzieć o nim w sposób popularny, a jednocześnie ścisły, więc twórca ma tu przewagę nad odtwórcą. 
Oczywiście są też argumenty przemawiające przeciwko popularyzacji wiedzy przez samych naukowców czy twórców techniki. Chodzi o to, że wysoko kwalifikowany i twórczy badacz albo utalentowany konstruktor będzie miał mniej wyników naukowych czy mniej znakomitych patentów, jeśli część swojego czasu będzie poświęcał na działalność popularyzatorską. Jednak na początku tego roku Polska Akademia Umiejętności zwróciła się do mnie z propozycją wydania książeczki (o niewielkich rozmiarach, więc łatwej do czytania w pociągu albo w samolocie podczas wakacyjnych wyjazdów), zbierających w jednym tomie niektóre (najciekawsze?) z moich dość licznych popularnonaukowych publikacji pochodzących z różnych gazet. Okładka wzmiankowanej książki została przedstawiona na następnej stronicy. Warto przyjrzeć się jej treści i formie. 
Książka jest podzielona na sześć części i zawiera ponad sto różnych felietonów. 
Pierwsza część ma tytuł „Odkrycia i wynalazki”. Są w niej felietony ciekawostkowe, na przykład „Uczony, który przesłał wiadomość ze świata umarłych” albo „Wielcy znani i nieznani. Bem był inżynierem!”, ale trzon stanowi seria 8 felietonów pod zbiorczym tytułem „Plastik – dobrodziejstwo i utrapienie”.
Druga część opisuje ten obszar nauki, który ja sam intensywnie uprawiam, więc jest zatytułowana „Inżynieria biomedyczna”.  Znowu jest trochę ciekawostek, na przykład felieton „Zmysłowa technika. Inżynieria biomedyczna pozwala człowiekowi czuć to, czego nie czuje jego ciało” albo „Czy do remontu serca potrzeba rusztowania?”, ale główny wątek złożony z 9 felietonów ma zbiorczy tytuł „Roboty chirurgiczne”. 
Trzecia część jest dla smakoszy. Zatytułowana jest „Mniej znany Kraków” i zawiera wiadomości, które dla niektórych czytelników mogą być wręcz sensacyjne, na przykład w przypominającym kryminał felietonie „Gdzie są korony naszych królów?” albo w tekście „Kościoły Krakowa i ruch Słońca na niebie”, ale główny wątek to opis różnych niezwykłych zabytków Krakowa. 
Następnej części chyba reklamować nie trzeba, bo ma ona tytuł „Kobiety w nauce i technice”.  Są tam felietony „Wynalazki stworzone przez kobiety” albo „Kobiety w informatyce”, ale najsmaczniejszy jest chyba felieton „Co pewna Polka dała bohaterskim stróżom prawa, walecznym żołnierzom, kosmonautom… i gangsterom?”, w którym zdradzam, co miał na myśli Tadeusz Boy Żeleński, gdy pisał znany dwuwiersz: „W końcu dostał takiej manii / że chciał tylko od Stefanii!”
Część piąta ma tytuł „Różności na temat Kosmosu”, a szósta „Ogólne refleksje i wybrane ciekawostki”. Nie omawiam ich, bo ich tytuły są chyba wystarczająco wymowne. 
Natomiast warta przytoczenia w tym felietonie jest treść wprowadzenia do książki: 

Popularyzacja nauki jest jak rozsiewanie życiodajnej wody
Ten tekst nie jest włączony do żadnej z części, przewidzianych w strukturze książki, ponieważ jest on swego rodzaju wyznaniem wiary autora.
Zacznę od stwierdzenia, że popularyzacja nauki zwykle nie jest ceniona. Przy wszelkich ocenach badacza i instytucji naukowej, która go zatrudnia – za prace popularnonaukowe nie przyznaje się tak bardzo cenionych obecnie punktów. Tymczasem działalność popularyzatorska zabiera sporo czasu, więc dorobek ściśle naukowy badacza parającego się popularyzacją jest ilościowo trochę mniejszy niż by mógł być, gdyby zajmował się on tylko nauką i własną karierą.
Czy to źle? 
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, odwołam się do chińskiej bajki.
Pewna kobieta nosiła ze źródła wodę w dwóch dzbanach zawieszonych na drążku opartym na jej ramionach. Jeden był szczelny i kobieta donosiła go do domu pełny po brzegi. Drugi był pęknięty, wyciekała z niego woda. Gdy kobieta docierała do domu, w dzbanie wody było wyraźnie mniej.
Pęknięty dzban martwił się, że marnuje tyle wody, ale kobieta pocieszyła go, pokazując mu drogę, którą codziennie chodziła do źródła. Po jednej stronie drogi, tam, gdzie na drążku wisiał szczelny dzban, była tylko sucha trawa. Natomiast po stronie, po której wisiał pęknięty dzban, cieszyły oczy piękne kwiaty, codziennie podlewane wodą wyciekającą z dzbana.
Popularyzacja nauki jest jak rozsiewanie życiodajnej wody.
Co prawda zasób osiągnięć naukowych, jakie udaje się uczonemu zgromadzić, jest trochę mniejszy – ale dzięki rozsiewanej przez niego wiedzy rozkwitają nowe, młode talenty i rośnie wiedza ludzi niezwiązanych na co dzień z nauką.
Pełną kwiatów drogę warto pozostawić u kresu działalności naukowej...
 

Tagi